Tragiczny finał arsenału w Milanówku
2011-07-23
Rankiem 10 sierpnia 1944 r. w Milanówku - rozległa się potężna eksplozja. Tajemnica wybuchu wyjaśniła się prędko. Znaczył on finał tragicznej „wpadki" magazynu broni AK zlokalizowanego w Milanówku, przy ulicy Mały Chrzanów.
Milanówek, czyli w nomenklaturze AK ośrodek „Mielizna" był podczas okupacji terenem dość szeroko rozwiniętej działalności konspiracyjnej. Krzyżowały się tu drogi transportu, istniały liczne punkty rozdziału prasy podziemnej, odbywały się szkolenia wojskowe. Jedną z najważniejszych jednak gałęzi działalności konspiracyjnej Milanowieckich[1] plutonów AK stał się od końca roku 1943 udział w zabezpieczaniu zrzutów spadochronowych dokonywanych z samolotów brytyjskich. Zrzuty te odbywały się nocami na specjalnie wybranych terenach w pobliżu Grodziska Mazowieckiego.
Dla ułatwienia rozdziału materiałów zrzutowych pomiędzy poszczególne komórki organizacyjne AK okręgu podwarszawskiego zorganizowano w Milanówku przy ul. Mały Chrzanów.
Milanówek, czyli w nomenklaturze AK ośrodek „Mielizna" był podczas okupacji terenem dość szeroko rozwiniętej działalności konspiracyjnej. Krzyżowały się tu drogi transportu, istniały liczne punkty rozdziału prasy podziemnej, odbywały się szkolenia wojskowe. Jedną z najważniejszych jednak gałęzi działalności konspiracyjnej Milanowieckich plutonów AK stał się od końca roku 1943 udział w zabezpieczaniu zrzutów spadochronowych dokonywanych z samolotów brytyjskich. Zrzuty te odbywały się nocami na specjalnie wybranych terenach w pobliżu Grodziska Mazowieckiego.
Dla ułatwienia rozdziału materiałów zrzutowych pomiędzy poszczególne komórki organizacyjne AK okręgu podwarszawskiego, zorganizowano w Milanówku przy ul. Mały Chrzanów magazyn przejściowy. Zlokalizowano go w piwnicy na posesji należącej do członka AK - krawca Tomasza Pondra. Budynek z zewnątrz niczym nie zdradzał swej właściwej roli, magazyn był świetnie zamaskowany i istniało wysokie prawdopodobieństwo, że nie ujawni go nawet przypadkowa rewizja okupanta.
Obok głównego budynku - pozornie opuszczonego - gdzie mieścił się magazyn, w odległości ok. 20 metrów, na posesji znajdował się mały parterowy domek, w którego jednej izbie zamieszkiwał Tomasz Ponder a w drugiej magazynier, sierżant Armii Krajowej „Gładzisz" Rybiński zwany popularnie w kręgach organizacji „Betką". Przez izbę tego ostatniego przewijały się, zwłaszcza w okresach bezpośrednio po zrzutach, duże ilości konspiratorów, przysyłanych ze swych ośrodków do Milanówka po odbiór broni, amunicji i innych „trefnych" materiałów.
Dobrze ustawione zasady konspiracji, pozwoliły ukryć ten ruch przed oczami sąsiadów i nic nie wskazywało, że magazyn zostanie kiedykolwiek ujawniony.
Nadzieja na szczęśliwe przetrwanie magazynu nie została zachwiana nawet, gdy 29 lipca 1944 r. zginęli w zbrojnym starciu z okupantem w pobliżu dworca kolejowego w Milanówku dowódca ośrodka „Mielizna" kpt. „Bohdan" Zygmunt Dąbrowski i szef oddziałów dywersyjnych por. „Oskar" Zbigniew Kowalski. Śledztwo, które bezpośrednio po tym tragicznym wydarzeniu przeprowadzili Niemcy na terenie Milanówka trafiło w próżnię.
„Betka" wykonując swoje obowiązki magazyniera korzystał często z usług łącznika, którym był jego kuzyn, kilkunastoletni młodzieniec o mało zrównoważonych cechach charakteru. Już po wybuchu powstania w Warszawie „Betka" wysłał swego kuzyna - łącznika do Piotrkowa.
W podróży tej, 9 sierpnia 1944 r., młodzieniec został aresztowany przez Niemców.
Nie wiadomo czy odnaleziono przy nim jakieś kompromitujące materiały czy też z innych przyczyn, faktem jest jednak, że po aresztowaniu został poddany śledztwu, którego nie wytrzymał składając drobiazgowe zeznania na temat magazynu broni, w którym magazynierem był jego wuj.
Reakcja okupanta była natychmiastowa. Nie czekając na dotarcie wiadomości o aresztowaniu łącznika do Milanówka i ewentualną ewakuację magazynu, żandarmeria i gestapo przystąpiły do akcji.
Do Milanówka skierowano silny oddział wyposażony miedzy innymi w... działo. Otoczył on w nocy z 9 na 10 sierpnia posesję przy ul. Mały Chrzanów. Drogę wskazywał aresztowany łącznik.
W momencie gdy Niemcy w absolutnej ciszy otaczali teren magazynu w opisanym wyżej domku mieszkalnym znajdowało się 5 osób: sierżant Rybiński „Betka-Gładzisz", plut. podch. „Robotnik" Jan Garstecki, kpr. podch. „Rżewski" Bogusław Kołodziejski, kpr. „Tomek" Tomasz Ponder, właściciel posesji strz. „Józef" Józef Sikorski. Do późnych godzin wieczornych byli zatrudnieni przy pracach magazynowych i teraz spali. Sądząc po dalszym rozwoju wypadków wierni stosowanej przez wiele miesięcy zasadzie nadawania magazynowi „niewinnej" postaci spokojnego cywilnego domu nie mieli przy sobie broni co miało się wkrótce fatalnie zemścić, odbierając możliwość już nie uratowania się (co było beznadziejne wobec przytłaczającej przewagi przeciwnika). ale choćby szansę żołnierskiej śmierci w walce.
Niemcy nie wiedzieli jednak o bezbronności załogi - jakże tragicznej wobec faktu, że magazyn był pełen broni, amunicji i materiałów wybuchowych - i starali się tak przeprowadzić akcję, by jak najmniej narazić swych ludzi na niebezpieczeństwo. W tym celu nim wtargnęli na teren posesji dokonali aresztowania zamieszkałego w pobliżu 81-letniego pułkownika w stanie spoczynku, dra Franciszka Grodeckiego, co do którego uzyskali od „sypiącego" łącznika informacje, iż jest również zaangażowany w robocie konspiracyjnej i zna „Betkę" oraz jego funkcję.
Aresztowany płk. Grodecki został zmuszony do udania się do domku, w którym spał „Betka" z towarzyszami z wezwaniem do poddania. Jak odbyło się aresztowanie załogi nie potrafi dziś nikt powiedzieć. Wkrótce jednak po otoczeniu magazynu cała szóstka była skrępowana i stała pod ścianą domku oczekując dalszego tragicznego losu.
Wiedząc już, że nie grozi zbrojny opór załogi Niemcy przystąpili śmiało do rozbicia magazynu w podziemiach opuszczonego domu. Kolejno wynoszone i ładowane na samochody były „Platy", karabiny, pistolety, granaty, materiał wybuchowy i zapalniki, mundury , koce, buty oraz liczne wydawnictwa. Tylko zasobniki zrzutowe (containers) nie interesowały żandarmów i zostały pozostawione w piwnicy.
Po opróżnieniu magazynu nastąpiły najtragiczniejsze wydarzenia. Oddzielono „Betkę", a pozostałych żołnierzy zamordowano starym wypróbowanym sposobem strzału w tył głowy. Ciała wrzucono do małego domku, oblano benzyną i podpalono. Opróżniony budynek magazynu podminowano zdobytym plastikiem i wysadzono w powietrze.
Niemcy wysadzając budynek magazynu i podpalając domek mieszkalny zamierzali prawdopodobnie zatrzeć ślady popełnionej zbrodni. Nie udało im się to. Gdy wkrótce po odjeździe ekspedycji gestapowsko-żandarmskiej na miejsce przybyli tłumnie mieszkańcy Milanówka i koledzy poległych, ujrzeli popalone trupy. Jeszcze tego samego dnia urządzono pogrzeb poległym.
„Betka"- Gładzisz Rybiński przewieziony został na badania do więzienia w Radogoszczy, gdzie zginął nie ujawniając żadnych tajemnic organizacji.
Polegli podczas „wpadki" magazynu spoczywają na cmentarzu w Milanówku. Grób ich otoczony jest troskliwą opieką. Na miejscu kaźni w lasku przy ul. Mały Chrzanów znajduje się tablica pamiątkowa.
(„Stolica" 1963 nr 26, s.)
[1] Obecnie w powszechnym użyciu jest forma „milanowski".
Redaktor działu
Imię: Andrzej
Nazwisko: Pettyn
Data ur.: 19.04.1938 r.
Miejsce ur.: Warszawa
Popularyzator wiedzy o Milanówku i zarazem animator wielu działań na rzecz miasta na niwie kulturalnej, historycznej i wydawniczej.
czytaj więcej...