Bezpłatna gazeta kulturalo-informacyjna: Grodzisk Mazowiecki, Milanówek, Podkowa Leśna, Zabia Wola, Baranów, Jaktorów, Brwinów, Otrębusy

Trapiści z.... Milanówka

2011-09-16

Trapiści - to popularna nazwa zakonu Cystersów Zreformowanych, odłamu Cystersów obostrzonej reguły zatwierdzony w 1664 r. przez Innocentego XI; zakon ściśle kontemplacyjny uchodzi za najostrzejszy w kościele katolickim, reguła obejmuje między innymi obowiązek zachowania milczenia - wprowadzona po raz pierwszy w normandzkim opactwie LA TRAPPE.

Jednak nie o zakonie traktować będzie poniższy tekst, choć Milanówek wciąż odkrywa nowe tajemnice - a o paru młodych niegdyś ludziach, których los złączył nie tylko wspólnym zamieszkaniem, ale miłością do muzyki; i to innej niż wtedy w latach 60. dwudziestego wieku panowała na estradach młodzieżowych - czyli rocka, w Polsce zwanego big-bitem, inaczej mocnym uderzeniem. Ci trzej muzycy mieszkali wtedy w Milanówku, w nieistniejącym dziś domu przy ulicy Okólnej 7 i ćwiczyli mozolnie gitarowe chwyty podsłuchiwane wieczorami w Radio Luxemburg i Monte Carlo lub z płyt pocztówkowych.

Po opanowaniu popularnych przebojów instrumentalnych The Shadows, The Ventures - podjęli próby przełożenia na gitary melodii popularnych polskich kolęd, później ambitnie aranżowali kompozycje Tellemana, Bach, Mozarta, Chopina.

W tym samym czasie, a jest rok 1965, w pobliskiej Podkowie Leśnej, w miejscowym kościele już rozbrzmiewała zwykła gitara akustyczna, instrument na owe czasy w tym miejscu rewolucyjny. Tradycyjne pieśni religijne wykonywane przy gitarze nabierały nowych treści, a brzmienie instrumentu zastępującego organy, bardziej rytmiczne aranżacje spotykały się z przychylnym przyjęciem ze strony wiernych. Jednak jedna gitara nie dawała swobody muzycznej wypowiedzi. I właśnie w tym momencie do historii muzyki w polskim kościele wkracza zespół owych trzech gitarzystów już elektrycznych, korzystających początkowo z odbiornika radiowego jako wzmacniacza - oni to przez następne lata rozsławią Podkowę Leśną, gdyż ówczesny proboszcz milanowski nie miał aż tyle odwagi, aby otworzyć drzwi kościoła dla muzyki młodzieżowej, nie tylko religijnej, choć II Sobór Watykański dawał wiele nowych możliwości. Oto oni: Andrzej Nawrocki - gitarzysta i kompozytor, świetny akordeonista, nie stroniący  od harmonijki ustnej, zakochany w muzyce klasycznej; Roman Kęszycki - gitara rytmiczna i śpiew, obecnie na emigracji w Kanadzie; Zdzisław Karwat - gitara basowa - wygrywał najtrudniejsze pochody wymyślane przez Andrzeja.

Ten najbardziej zasłużony, twórczy trzon zespołu w kolejnych latach zasilają nowi muzycy, nowe instrumenty - obój, skrzypce, wiolonczela, trąbka, flety, saksofon, organy Hammonda, przybyło sprzętu elektronicznego, pojawili się wokaliści. do zespołu dołączają kolejni milanowianie: Jerzy Czechowicz - niezwykle utalentowany muzyk pianista, gitarzysta, perkusista, flecista, aranżer i kompozytor w jednej osobie; Jacek Łocz - wokalista, gitarzysta, flecista, również kompozytor; ulubioną formą, w której czuł się zawsze najlepiej to ballada, nawet rockowa; przez długie lata był jedynym wokalistą w grupie; do dziś pamiętamy jego zmagania z fletem prostym, potocznie zwanym fujarką, zwłaszcza w improwizacjach klasycznych; Leszek Kałuża - nie zdążył z edukacją gitarową, za to sprawny elektronik, przyjął na siebie rolę konstruktora nieosiągalnych wówczas w handlu takich urządzeń jak wzmacniacze, efekty do gitar, kamery pogłosowe, jednocześnie akustyk w zespole, później zapowiadacz koncertów. Przy perkusji zasiadał wówczas kawaler z Podkowy Leśnej - Wojtek Szatkowski.

Zespół przyjął przekorną nazwę „Trapiści" (patrz reguła zakonu o tej samej nazwie) i początkowo na balkonie dla chóru, później przy ołtarzu czynnie uczestniczył w nabożeństwach, na trwałe czyniąc wyłom w liturgii kościelnej, szczególnie po zaakceptowaniu przez władze kościelne mszy beatowej.

Krótka relacja z mszy św. z udziałem „Trapistów" zamieszczona w najpowszechniejszym wówczas medium wizualnym (telewizja w powijakach) Polskiej Kronice Filmowej, która w 1966 roku obiegła cały kraj, uczyniła „Trapistów" i ich muzykę popularnymi również za granicami, a zespół okrzyknięto najpopularniejszą „podziemną" grupą beatową w socjalistycznym PRL-u - wszak repertuar, zwłaszcza koncertów nie wymagał zgody cenzury.

Podkowę Leśną odwiedzały wówczas licznie telewizje z całego świata: z Niemiec, Włoch, Austrii, Holandii, a nawet z dalekiej Japonii i Brazylii.

W wywiadzie dla „Słowa Powszechnego" w lutym 1968 r. Katarzyna Gärtner powiedziała: <Niewątpliwie, msza beatowa powstała dzięki inicjatywie zespołu „Trapistów". Gdy członkowie zespołu dowiedzieli się, że zamieszkałam w Podkowie Leśnej, zwrócili się do mnie z prośbą o napisanie czegoś dla nich, dla kościoła dla wiernych. Obecnie, co niedziela, wykonują ją w kościele św. Krzysztofa właśnie „Trapiści".>

Msza beatowa „Pan przyjacielem moim" okazała się kompozycją przełomową w dziejach nie tylko polskiej muzyki sakralnej, utrzymana w konwencji rockowej, inspirowana Gospel jak i śpiewami gregoriańskimi poruszała słuchaczy. Zespół przez lata odwiedzał miasta i miasteczka w Polsce - Trójmiasto, Poznań, Wrocław, Bydgoszcz, Kraków - festiwal „Sacrosong", pierwszy w Polsce powstał pod wpływem nurtu muzycznego, stworzonego przez chłopców z Milanówka. Miedzy innymi 19 listopada 1967 roku w czasie uroczystości z okazji 400. rocznicy śmierci św. Stanisława Kostki grali w katedrze św. Jana w Warszawie. Obecny na uroczystości ks. biskup Jerzy Modzelewski, nawiasem mówiąc były proboszcz parafii św. Jadwigi Śląskiej w Milanówku, z uśmiechem stwierdził: „W murach katedry dokonywały się różne wielkie rzeczy: koronacje królów, ogłoszenie Konstytucji 3 Maja, konsekracje biskupów - dziś zagrały gitary elektryczne".

W listopadzie 1969 r. zespól zagrał u o.o. Dominikanów w Krakowie - a mszę św. celebrował wówczas kardynał Karol Wojtyła. Prasa ówczesna pełna była często skrajnych komentarzy opisujących nowe zjawisko - muzykę, piosenkę młodzieżową w kościele - wszak „Trapiści" przecierali szlaki dla współczesnych twórców, np. „Arki Noego". Oto wiele mówiący tytuł artykułu w „Słowie Powszechnym" z 1967 r. - „Trapiści" to coś więcej niż big-beat". To prawda, muzyka mszy beatowej stanowi do dziś integralną część liturgii, dla tych samych celów pisali muzykę wielcy twórcy klasyczni, tyle że ich muzyka brzmi w kościele od święta, a „Trapiści" przez lat 10 w każdą niedzielę uczestniczyli w liturgii. Komentarz z innej gazety, rodowodu której nietrudno odgadnąć: „Kler przyciąga młodzież do kościoła przy pomocy rockowego magnesu" lub: „Modlitwa czy przynęta?". Roman Waschko, inny znany krytyk muzyczny, pytał na łamach fachowego pisma: „Początek nowego nurtu w muzyce kościelnej?"

Zespół odwiedził Berlin Zachodni w 1972 roku na zaproszenie ks. Heinricha Frickela z Ewangelickiego Urzędu Nauki Religii (od 22 kwietnia do 5 maja) a wyjechał w okresie niezwykle ważnym dla Niemiec - w trakcie nagłego przełożenia debaty nad ratyfikacją układu z Polską. W Berlinie trwały wiece i demonstracje z przyjazd zespołu z Polski urósł do rangi symbolu pojednania i pokoju, co odbiło się echem w miejscowej prasie i telewizji.

W 1975 r. zespół został zaproszony do Dortmundu, do udziału w Dniach Kultury Polskiej i włączony został do oficjalnego programu prezentacji kultury polskiej, obok teatru tańca Konrada Drzewieckiego, zespołu Old Timers, Marianny Wróblewskiej, duetu „Marek i Wacek". Właśnie w Dortmundzie spotkaliśmy Kazimierza Grześkowiaka, który jako autor tekstów mszy beatowej po raz pierwszy na obczyźnie usłyszał swoje dzieło w całej krasie.

Ciekawostką dla niezorientowanych w obyczajach panujących w ówczesnym PRL-u będzie wręcz anegdotyczny fakt, że zespół nasz, choć tak znany w Polsce, formalnie nie istniał, gdyż nie był zarejestrowany jako grupa muzyczna w żadnej z instytucji wydających świadectwa prawomyślności, choćby np. w ZAIKS-ie. Konsekwencją tego był brak możliwości oficjalnego wyjazdu za granicę, toteż każdy z nas wyjeżdżał indywidualnie i dopiero za granicą zbijaliśmy się w grupę, niezbyt legalną z punktu widzenia polskich władz, które dopiero za granicą mogły pochwalić się religijną grupą muzyczną, co miało świadczyć przecież o niezwykłej tolerancji komuszków. Konsekwencją tego „bolesnego rozkroku" między rzeczywistością a propagandą była groteskowa scena, która rozegrała się w konsulacie polskim w Kolonii. Będąc w Dortmundzie, postanowiliśmy złożyć wizytę konsulowi, aby pochwalić się nie lada wyróżnieniem jakie spotkało "Trapistów" i ich udziałem w Dniach Kultury Polskiej. Około południa stawiliśmy się u bramy konsulatu i po krótkim, bo tylko 45-minutowym oczekiwaniu, zostaliśmy wpuszczeni do wnętrza. Sądziliśmy, że to czujność ochrony polskiej placówki otoczonej przecież zewsząd wrogą RFN spowodowała tę zwłokę. Przyczyna tego wyjaśniła się po chwili, gdy do pokoju niepewnym krokiem wszedł pan konsul, ze szparkami zamiast oczu, ledwo co rozbudzony, z oznakami znacznego odwodnienia organizmu i naruszenia metabolizmu spowodowanego zapewne wczorajszą konferencją prasową. Krótko przedstawiliśmy się, jako muzyczny zespół religijny z Polski. Ta szokująca informacja spowodowała powrót do świadomości pana konsula, który mocno poruszony wyrzucił z siebie dramatyczne pytanie: Jak się tu znaleźliście?! I kto was wypuścił (z Polski)?! Gdy nieco ochłonął, począł pouczać nas jak należy zachować się przy ołtarzu i aby nie grac zbyt głośno (!). Spokojnie wysłuchaliśmy tych cennych uwag, po czym inicjatywę przejął wzburzony ks. Leon Kantorski. O ile pan konsul siedział w  czasie tego krótkiego spotkania, o tyle wypowiedź wygłoszona na stojąco przez ks. Leona brzmiała tak:

- Proszę pana, jest pan przedstawicielem państwa polskiego za granicą   - powinien pan znać również współczesny dorobek kulturalny narodu polskiego. Nieodłącznym składnikiem tego dobra jest muzyka, w tym muzyka kościelna. Jest rok 1975, zespól nasz działa od roku 1965 i znany jest w całej Polsce; był czas, aby taka wiedzę posiadł również pan - i proszę nas nie pouczać w sprawach, które są nam dobrze znane, bo w swojej dziedzinie ma pan jeszcze dużo do zrobienia!

Po czym powiedział do nas:

- Chodźmy, nie ma tu z kim rozmawiać!

Po wyjściu z konsulatu teraz my ochłonęliśmy, po tak zdecydowanej ripoście, wszak wierzyliśmy jeszcze wtedy w autorytet władzy. Gdy nagle jej eksponowani przedstawiciele okazali się zwykłymi „wydmuszkami".

A jednak ostatnie słowo należało do służby bezpieczeństwa - na granicy czujne oko służby granicznej wyłowiło niezwykle niebezpieczny oręż, który wieźliśmy z Niemiec. Były to gazety z artykułami i recenzjami o zespole i jego występach w RFN. Teksty te zostały zarekwirowane nam na podstawie paragrafu o„treściach godzących w żywotne interesy PRL". Rzeczywiście, nieocenzurowane słowo mogło zachwiać podstawami ustroju państwowego i to za sprawą kilku muzyków wracających do Polski z kraju, który dziś jest już naszym sojusznikiem.

Tymczasem w kraju, gdzie na koncertach „Trapistów" kościoły notowały niespotykaną dotąd frekwencję a podkowiański proboszcz witał swoich parafian z Otrębusów, Kań, Brwinowa, Milanówka i Warszawy w prasie można było wyczytać i takie opinie jak ta poety Aleksandra Rymkiewicza z 1977 roku: „Proszę państwa, mnie te wszystkie bigbity w kościele przypominają to, co robią nasi reżyserzy i scenografowie z przeróbkami dzieł literackich. Muszę iść do teatru i oglądać jakieś udziwnienia scenograficzne i to ma być przedstawienie klasyka literatury polskiej lub światowej"!!!

W ciągu 40 lat działalności zespołu w różnych składach pracowało ponad 100 osób. Byli wśród nas śpiewacy i tancerze (!) z pobliskiego zespołu pieśni i tańca „Mazowsze" - Szymon Zapała, Eliza Mięgoć, Zbyszek Andruszaniec ze swoim chimerycznym fletem,  Darek Majewski, również zawodowi muzycy instrumentaliści wspomagający brzmienie grupy, choćby w czerwcu 2003 r. podczas premiery Mszy Paschalnej Jerzego Czechowicza, gdy zagrała pełna sekcja instrumentów dętych.

W tym miejscu należy przypomnieć, że Jerzy jest najdłużej pracującym z „Trapistami" muzykiem, a pierwsze swoje kompozycje nagrywał już w 1971 r. dla Programu III Polskiego Radia, współpracował z czołowymi muzykami jazzowymi: Tomaszem Stańko, Zbigniewem Namysłowskim, Markiem Blizińskim, Andrzejem Dąbrowskim, NOVI SINGERS. Pierwszy projekt Mszy Paschalnej powstał jeszcze w 1970 r. w oparciu o teksty autorstwa Józefa Szczawińskiego.

W ciągu minionych lat nie brakowało głosów krytyki - a to za repertuar, a to za zbyt głośną grę - rzadko oceniano muzyków i ich intencje; wiele otuchy dodało młodym podówczas chłopcom spotkanie z ks. kardynałem Stefanem Wyszyńskim 30 września 1969 r. w domu prymasa Polski na zakończenie konferencji episkopatu. Prymas po wysłuchaniu mszy beatowej powiedział: „Gdy patrzę na was i waszych kolegów, jedna rzecz mnie zastanawia - wydaje mi się, że jesteście poważniejsi, niżby na wasz młody wiek wypadało... Dlatego nie przesądzając nic o przyszłości uważam, że jeżeli to dzisiejszej młodzieży służy, jeżeli wiąże was w zadaniu zbliżenia młodzieży do Boga, niekiedy od niego dalekiej - jest to sprawa, której lekceważyć nie można".

Papież Jan Paweł II z okazji jubileuszu 25-lecia prawykonania Mszy Beatowej napisał do zespołu okazjonalny list. W liście tym z 25 stycznia 1993 r. czytamy m.in.: „Jednym z bardzo ważnych narzędzi ewangelizacji młodego pokolenia jest muzyka i śpiewa religijny. Jest to środek przekazu niezwykle nośny, a przede wszystkim bardzo bliski młodym."

Bardzo cenili sobie chłopcy również głosy akceptacji i życzliwości ze strony wiernych, gromadzących się licznie na koncertach przygotowywanych zwykle z okazji kolejnych rocznic działalności, jak choćby w ten zawarty w anegdocie:

Leciwa  już pani, po koncercie „Trapistów" została zapytana przez księdza:

- Jak się pani podobało?

- Ach bardzo - odrzekła ożywiona - po raz pierwszy w kościele coś usłyszałam...!

Ostatnie lata pracy to kolejne poszukiwania formuł, to również próby przypomnienia muzyki Gospel, czyli muzyki duszy, jak ją kiedyś neutralnie nazywano, niesłusznie włączając do rozrywkowej; a przecież Gospel to nic innego jak śpiewana ewangelia, szczególnie upodobana prze Murzynów amerykańskich w okresie niewolnictwa w wieku XVIII i XIX, później przybrała formy komercyjne, ale wciąż głosi dobrą nowinę.

Jeszcze w 1969 r. „Trapiści" zaproszeni do studia Polskiego Radia nagrali dla potrzeb Programu dla Zagranicy (obecnie „Radio Polonia"[1]) dwa fragmenty mszy „Pan przyjacielem moim" - introitus i kyrie, oraz kolędy z udziałem wybitnej śpiewaczki Krystyny Szostek-Radkowej. Msza Beatowa została również utrwalona na płycie gramofonowej winylowej i wydana na Boże Narodzenie 1968 r. w ilości 200 000 egz., które komitety kolejkowe rozdzieliły sprawiedliwie oczkującym przed księgarniami. W roku 1970 ukazało się drugie wydanie pod znakiem Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Płyta z charakterystycznym aniołem z gitarą na okładce przedstawiona była jako oferta handlowa na targach płytowych w Cannes w 1969 r. Ciekawostką jest fakt umieszczenia kilku fragmentów mszy, bądź co bądź muzyki religijnej, jako ilustracji dość dwuznacznej sytuacji w polskiej komedii filmowej z lat 70. pt. „Dzięcioł" z Wiesławem Gołasem i Aliną Janowską w rolach głównych.

Nie lada wyróżnieniem dla młodych muzyków było zaproszenie do udziału w nabożeństwie w kościele św. Krzyża w Warszawie z okazji 106 lat istnienia firmy Blikle - miało to miejsce 3 września 1975 r. - A już po nabożeństwie czekała zespół niespodzianka. Do muzyków podszedł Jerzy Waldorff, którego nie należy nawet przedstawiać i słowami: Dlaczego o was nie słychać? - skomplementował występ. Pamiętamy to  wydarzenie i słowa słynnego krytyka muzycznego do dziś.

Równie dużym wyzwaniem i przeżyciem zarazem byłą msza św. z udziałem  zespołu transmitowana w Programie TVP-3 oraz TV Polonia w lutym 2003 roku z podkowiańskiego kościoła - zespół przedstawił się w powiększonym o chórek dziewczęcy składzie; a dużym zaskoczeniem były echa tego występu - listy wyrażające gratulacje i zdziwienie, że taka forma nabożeństwa wciąż jeszcze istnieje, a dla wielu Polaków, zwłaszcza zagranicą, była wręcz nowością!

W ostatnich latach widać było „Trapistów", czy to w zespole czy indywidualnie na terenie Milanówka i okolic częściej niż kiedykolwiek. W 2002 r. dwukrotnie gościli w obu edycjach „Twórczego Milanówka" , na żywo w studio „Radia dla Ciebie", a w noc wigilijną udzielili wywiadu red. Januszowi Kosińskiemu w Programie III Polskiego Radia SA. Rok 2003 rozpoczęli udziałem w „Twórczym Milanówku", zrealizowali premierę Mszy Paschalnej w kościele parafialnym w Podkowie Leśnej, a w czasie Bożego Narodzenia trzykrotnie odwiedzili obie parafie milanowskie, zdążyli jeszcze zagrać w Grodzisku Mazowieckim i Żyrardowie koncerty kolęd i pastorałek.

Na uwagę zasługuje kompozytorska twórczość Jacka Łocza, który do słów wiersza Iwony Bułat „Po co wam to chłopcy było?" napisał muzykę i przedstawił tę przejmująca miniaturę podczas promocji książki „Milanówek - Mały Londyn" autorstwa Andrzeja Pettyna dwukrotnie - w Miejskim Ośrodku Kultury w Milanówku oraz w Muzeum Niepodległości w Warszawie 11 marca 2005 r. wobec licznie zgromadzonej publiczności.

Tak intensywny program mogliśmy zrealizować dzięki pomocy i przyjaźni pary muzyków: wokalistki o urzekającym głosie i wielkim talencie interpretacyjnym Doroty Dyksowskiej i jej partnera gitarzysty i kompozytora Marka Leuto oraz nieocenionego akustyka Stefana Gałki, a niedocenioną pomoc okazał, użyczając nam wielokrotnie studia do prób nasz wieloletni basista Jarek Bączkowski ze „Studia Iwicka" w Warszawie.

Zwieńczeniem 2004 roku było nabożeństwo w bieszczadzkiej cerkiewce w Łopience, gdzie z towarzyszeniem tylko gitar akustycznych wyśpiewali „Trapiści" również nieco poezji, zawożąc w Bieszczady pozdrowienia z Milanówka, zwłaszcza że odnaleźliśmy w tych pagórkach zielonych milanowskich ślad - ale to już zupełnie inna historia.

Z reporterskiego  obowiązku wspomnę, że Telewizja Rzeszów zamieściła na swojej lokalnej antenie 15-minutowy felieton z uroczystości w Łopience nabożeństwo celebrowali: ks. Piotr Bartnik (również przewodnik karpacki III klasy), gwardian klasztoru Franciszkanów w Sanoku ojciec Stanisław Glista, ks. Eugeniusz Suszek (misjonarz ze Stanów Zjednoczonych), ks. Myron Michaliszyn (kapelan wojskowy cerkwi greckokatolickiej).

Korzystając z dorobku klasyków zakończę słowami - i to by było na tyle, z nadzieją że wewnętrznego ognia następnych 45 lat nie wyziębi.

P.S. W imieniu moich przyjaciół „Trapistów" wszystkim koleżankom i kolegom, z którymi los nas zetknął we wspólnej sprawie a nie zostali wymienieni, choć są w większości, mówimy DZIĘKUJEMY! Dodam zarazem, że do tego wspomnieniowego tekstu ciąg dalszy dopisała współczesność. Tradycje „Trapistów" kontynuuje „Latający Dywan", o którym czytelnicy „Wspólnego Powiatu" przeczytają w dziale „wywiady".



[1] Nazwę tę dla Programu dla Zagranicy Polskiego Radia wymyślił dziennikarz z Milanówka red. A. Pettyn, wygrywając w 1981 r. konkurs na nazwę tej rozgłośni. W kilka lat później podobną nazwę przyjęła Telewizja Polonia.

Leszek Kałuża

Redaktor działu

Andrzej Pettyn

Imię: Andrzej
Nazwisko: Pettyn
Data ur.: 19.04.1938 r.
Miejsce ur.: Warszawa

Popularyzator wiedzy o Milanówku i zarazem animator wielu działań na rzecz miasta na niwie kulturalnej, historycznej i wydawniczej.

czytaj więcej...