Harcerstwo w konspiracji - Milanówek 1942-45 (wspomnienia)
2011-07-23Milanówek, wcześnie małe osiedle podmiejskie o pewnych charakterystycznych cechach: rzadka zabudowa, lesisty teren, duże ogrody a w nich przeważnie małe, jedno- dwumieszkaniowe wille zamieszkałe głownie przez inteligencję urzędniczą. Niewielka ilość ludności proletariackiej, brak zakładów przemysłowych (nie licząc małej Fabryki Jedwabiu), zakaz zamieszkiwania przez Żydów (!!!), bardzo nieliczna mniejszość narodowa niemiecka - wszystkiego dwie-trzy rodziny tzn. Folksdojczów. Jedno gimnazjum i liceum, trzy szkoły powszechne (w tym mała prywatna "przy gimnazjum").
Przed wojną na terenie Milanówka istniały trzy drużyny harcerskie - Licealna 18 MDH (Męska Drużyna Harcerska) i analogiczna drużyna harcerek, 148 MDH przy Szkole Powszechnej nr 2 oraz 197 przy Szkole Podstawowej nr 1 "na Grudowie". Drużyny te funkcjonowały różnie, osobiście należałem do 18-tki, ponieważ w Milanówku nie było zuchów, a przyjmowano tam małych chłopców. Drużyna przejawiała umiarkowaną aktywność, kadra - to byli uczniowie starszych klas liceum, drużynowym był Mikołaj Różycki, który był "Harcerzem Orlim" i miał duży autorytet, nie bardzo się jednak udzielał. Zdaje się, najaktywniejszą była 148 MDH, którą prowadził nauczyciel ph Wacław Wdowiak (który jak się później okazało odegrał istotną rolę w okresie konspiracji).
W czasie działań wojennych we Wrześniu 1939 r. harcerstwo podjęło służbę pomocniczą. Głównie dyżurowaliśmy w remizie strażackiej i trąbiliśmy na alarmy lotnicze i na ich odwołanie. Trwało to zaledwie kilka dni, bowiem wkrótce starsi harcerze pociągnęli na Wschód, nas zostawiono w spokoju. Alarmy zresztą się skończyły, nikt ich już nie ogłaszał. Przedtem jeszcze kopaliśmy rowy i schrony. Ale robili wszyscy - cała ludność.
Czy drużyny nasze (i które?) zeszły od razu do podziemia tego nie wiem. Byłem bardzo młodym i mnie do niczego nie wciągano, o niczym nie informowano. Pojawiła się podziemna prasa "Szaniec", wydawana na powielaczu. Zdaje się, że uczestniczyli w tym harcerze z dawnej 18-tki. Wkrótce nastąpiły pierwsze aresztowania, gestapo zabrało Mikołaja Różyckiego - naszego drużynowego, a także innych starszych chłopców, pamiętam że także Mirosława Szymańskiego. Różycki nie powrócił, Szymański chyba tak. Obaj byli w Oświęcimiu.
Po pierwszych aresztowaniach pismo "Szaniec" przestało się ukazywać, dlatego wydaje mi się, że wydawała je grupa związana z harcerstwem. Wiadomość ta musiała jednak być poddana weryfikacji ludzi starszych, którzy mogliby to lepiej pamiętać.
Mój osobisty kontakt z konspiracyjnym harcerstwem rozpoczął się w lipcu 1942 roku. W RGO zorganizowano półkolonie, których wychowawcą był Mieczysław Trząski. Na półkolonie zgłosiła się grupa chłopców w wieku 13-16 lat. Zajęcia były prowadzone metodami harcerskimi. Pod koniec półkolonii - 18 lipca 1942 r. Mietek odbył rozmowy z kilkoma z nas, po czym odbyła się pierwsza zbiórka w budynku szkolnym. Udział w niej wzięli - Mieczysław Trząski ("Pantera"), Janek Cichocki ("Wilk"), Mieczysław Fastyn ("Miecz"), Zdzisław Kwiek ("Czarny") oraz ja, Andrzej Jaczewski "Sowa".
Zastęp nasz, chyba "Lisów", istniał w tym składzie nie długo. Pierwsi odpadli Kwiek oraz Fastyn - "Pantera" zażądał zgody rodziców i oni zgody tej nie uzyskali. Nie jestem pewien, czy nie należał wtedy także i starszy brat Kwieka - Jerzy. Była to zresztą przynależność "symboliczna" - więc chyba nie było to istotne.
Pozostało nas dwu - Janek Cichocki i ja. Wkrótce "Pantera" wyjechał na kilka miesięcy powierzając Jankowi prowadzenie dalszych zbiórek. Dał nam książkę Sedlaczka "Szkoła Harcerska" i - zbiórki praktycznie sprowadziły się do czytania kolejnych rozdziałów tej książki. Było to nudne...
Pod nieobecność "Pantery" z własnej inicjatywy przyjęliśmy do zastępu Mariana Hassę "Orła" oraz Jacka Wasilewskiego (pseudonimu nie pamiętam). "Pantera" powrócił chyba w zimie 1942/43, miał do nas pretensję, że bez jego zgody przyjęliśmy nowych. Jacek znów odpadł wkrótce, bo nie pozwoliła mu należeć matka, a zostało nas trzech. Zastęp zaczął mieć regularne zbiórki raz w tygodniu, w niedzielę rano. Odbywało się to w mieszkaniu p. Styczyńskiej przy ulicy św. Jadwigi.[1] Warunki były sprzyjające, dom w wielkim ogrodzie, willa duża, prawie pusta. Lokal ten był zresztą do końca okupacji naszą "meliną", a p. Styczyńska i jej córka Maria (obecnie żona "Pantery") uczestniczyły w naszej działalności bardzo intensywnie. Szczególnie starsza pani Styczyńska - był to uroczy, przezacny człowiek.
Na zbiórkach były gry, ćwiczenia harcerskie na uwagę, na pamięć, była musztra, były gawędy - zajęcia typowo harcerskie takie jak przed wojną. Zdobywaliśmy sprawności - pamiętam, że na sprawność kucharza gotowałem obiad u p. Styczyńskiej - jakąś zupę, kapustę i makaron oraz jabłka pieczone na deser...
Odbywały się także podchody i wycieczki, wycieczki bardzo rano, czytanie mapy, ćwiczenia z terenoznawstwa itp. Prasy konspiracyjnej wtedy jeszcze nie otrzymywaliśmy. Z kim "Pantera" miał kontakt - i czy w ogóle miał - nie wiem.
Po wakacjach 1943 roku nastąpiło wyraźne ożywienie. Zostaliśmy zastępowymi. Wtedy chyba "Pantera" złapał kontakt na "Szare Szeregi" - zmieniła się nasza nazwa, patrolami zwaliśmy zastępy, drużynę Oddziałem, a funkcje były: patrolowy, adiutant, przodownik. Tak więc zostaliśmy patrolowymi - znów tylko nas dwu - Hassa i ja, bowiem Janek Cichocki "Wilk" po jakichś aresztowaniach w mieście zrezygnował, ponieważ matka mu zabroniła należeć.
Mój zastęp nosił nazwę "Sów" - jako że ja byłem "Sową". Należeli do niego: Staszek Gadomski "Pućka", Janusz Kokeli "Puchacz", Zygmunt Gontarczyk (pseudonimu nie pamiętam), Achilles Śliziński "Wojtek Magik" oraz nieco później wstąpił Geniek Sokołowski "Diabeł". W tym składzie pracowaliśmy kilka miesięcy - przy czym zajęcia były już bardziej nastawione na służbę pomocniczą dla wojska. Otrzymaliśmy pomoce - powielaczowe wydanie sprawności wyraźnie już "celowane" na służbę. Były tam sprawności sanitarne, były łączności "goniec, "łącznik", "kolarz", "piechur", "wywiadowca", "kartograf", "terenoznawca" itp. Zajęcia miały wyraźnie "utylitarny: charakter, a wszystko to różniło się dość znacznie treścią - bo nie formą - od naszej działalności poprzedniej. Otrzymywaliśmy już teraz prasę "Bądź gotów", "Biuletyn Informacyjny", "Rzeczpospolitą" - a także od czasu do czasu (ale chyba potem) "Patrol" oraz "Wzlot". Prasę kolportowaliśmy, ale raczej w ogóle nasza działalność ciągle miała charakter przygotowania do czegoś (czego?). Akcji powstania, walki - które w naszym rozumieniu miały nastąpić.
Daty, fakty już się trochę mylą. Na przykład nie pamiętam, kto był w Patrolu "Orła" (Hassy). Nie pamiętam dokładnie, kiedy pojawił się u nas jako drużynowy Zygmunt Mieszczak "Tadek" - i stanął w hierarchii między nami a "Panterą". Pojawił się też Felek Dzierżanowski - chyba miał jakiś patrol (?) - nie pamiętam, kiedy powrócili do pracy Fastyn i Cichocki (bo wrócili!).
Chyba na wiosnę 1944 r. z naszych patroli powstały drużyny. Było tak, że poznaliśmy nowy zespól, prowadzony przez Czesława Sobieniaka "Dusiciela" - była to początkowo mała grupa-zastęp - potem drużyna - "oddział". Nasz oddział miał nr 1 - kryptonim 100 - "Dusiciela" miała kryptonim 300. Pewnie był więc i Oddział II - Hassy (?). Nie pamiętam. W tym czasie przeszliśmy zorganizowany przez nasze harcerki kurs sanitarny na bardzo dobrym poziomie - z nauka praktyczną robienia zabiegów, w tym zastrzyków. Pamiętam wykładowcę druhnę "Sowę" - "Pantera" jako student farmacji konspiracyjnej tez wykładał. Potem pojawiła się także Witek Dziedzic ("Piorun"). Miał on z nami szereg zajęć już czysto wojskowych, wśród których były regulaminy, służba wartownicza, terenoznawstwo, szkolenie bojowe, pokazy broni itp. Pomiędzy "Piorunem" i "Dusicielem" doszło do ostrego konfliktu na jednym z zajęć. "Dusiciel" został karnie zdjęty z funkcji - przeniesiony do "BS-ów". Wtedy dowiedziałem się o ich istnieniu. Byli oni związani z "Lasem" - Wacławem Wdowiakiem, a należeli tam jak się później dowiedziałem - starszy brat Sobieniaka - Mieczysław, "Żubr" - Mularski oraz bracia Tuszyńscy z Falęcina pod Brwinowem, a także zapewne i inni, których nie znałem.
Po "Dusicielu" drużynę III Zawiszaków objąłem ja, początkowo mając funkcję przybocznego, ale od początku faktycznie pełniąc samodzielnie funkcję drużynowego. Nazywało się to inaczej - przyboczny-adjutant, drużynowy - przodownikiem.
Drużyna nasza miała jako patrona Walerego Łukasińskiego. Nawiązywała do tradycji 148 MDH. Dlaczego nie uznaliśmy za patrona Traugutta, jak było przed wojną - nie pamiętam.
W drużynie naszej po odejściu "Dusiciela" pozostała grupa chłopców, ale jak kolejno dokonywały się reorganizacje - tego już nie pamiętam. Wiem, że w jakichś okresach pracowały tam zastępy "Diabłów" (prowadzony przez Eugeniusza Sokolowskiego ps. "Diabeł", a byli tam chłopcy z Grodziska). Był to zastęp zasadniczo rodziny Sobczaków (było ich trzech) a poza nimi był Jerzy Trydulski i jeszcze jeden chłopak, którego ani nazwiska, ani pseudonimu nie pamiętam. Nie jestem pewien, czy należał on do końca. Zastęp "Diabłów" był dobrym i aktywnym zastępem, wyróżniali oni dobra organizacją i niezawodnością działania. Szczególnie wyróżniali się przy akcjach Małego Sabotażu - warto, aby współczesne pokolenie wiedziało, że Milanówek był często "obmalowywany" napisami, które odgrywały dużą rolę psychologiczną i propagandową. Poza tym pamiętam, że w lecie 1944 roku zastęp ten przeprowadzał akcję odbierania broni, która jakoby miała znajdować się w posiadaniu jakiegoś mieszkańca ulicy Podgórnej. Broni tej jednak nie uzyskali.
Zarówno zastęp, jak i sam zastępowy, brali udział w kradzieży broni żołnierzom węgierskich jednostek, które stacjonowały w Milanówku.[2] Ryzyko było mniejsze niż kradzież broni Niemcom, ale zawsze były to jakieś akcje bojowe na miarę nastolatków, a poza tym skuteczne.
W drużynie był zastęp prowadzony przez Ryszarda Stępniaka ("Lew"), a do zastępu tego należeli chyba Ryszard Kurmanowski, Tadeusz Grodecki i pewnie jeszcze inni. Był także zastęp prowadzony przez "Tygrysa" (Ryszarda Chybińskiego), a nim był Krzysztof Chyżyński, Adam Skulski (?) przy czym Chybiński był usunięty za jakieś przewinienia dyscyplinarne a na pożegnanie otrzymał od nas lanie...!
Był zastęp prowadzony przez Eugeniusza Stefankiewicza - w nim był młodszy brat Geńka, Thiel (Jerzy?) oraz chłopcy, których nazwisk już nie pamiętam. Był zastęp prowadzony przez Staszka Gadomskiego, a w nim Janusz Kokeli, brat Staszka, Andrzej - kto więcej - nie pamiętam.
W okresie przed Powstaniem Warszawskim nastąpiło znaczne ożywienie naszej działalności. Prowadziliśmy obserwacje torów kolejowych notując składy pociągów i ich zawartość, obserwacje szosy warszawskiej. Pamiętam, że otrzymaliśmy polecenie zniszczenia tabliczek z nawami ulic i numerami domów (to zajęcie wykonaliśmy szczególnie chętnie).
W roku 1944 pod Milanówkiem nastąpiła potyczka, w której - jak się okazało - z rąk żandarmów zginęło dwu harcerzy z GS[3] z Grodziska. Dostaliśmy polecenie by z kieszeni zabitych usunąć, zanim się zjawią Niemcy (bo tez uciekli...) wszelką zawartość. Wykonał to Kurmanowski (czy sam?). W okresie przed Powstaniem miał miejsce pewien incydent, którego może bym nie zapamiętał, gdyby nie błędny opis w książce A. Czarskiego "Najmłodsi żołnierze walczącej Warszawy" (s. 27). Otóż było tak: zgłosili się do mnie chłopcy (pamiętam Leszka Janiszewskiego) z żądaniem, że ponieważ uzyskali kontakt z oddziałem AK w Warszawie to chcą pojechać "do Powstania". Zapytałem "Panterę", co mam im powiedzieć. Rozkaz był jednoznaczny - mają pozostać na miejscu. "Pantera" coś nadmieniał o sądzie polowym - Leszek z kolei w trakcie ciągnących się rokowań powiedział, że ich nowy dowódca przekazał "Panterze", by nie straszył sądem polowym "bo to nie bułka z masłem". Ostatecznie oni pojechali, walczyli, a Leszek w ogóle nie wrócił, zmarł w obozie jeńców. Także w obozie zmarł na gruźlicę Achilles Śleziński ("Wojtek Magik"), który zresztą także przed Powstaniem przeniósł się do Warszawy - tam miął rodziców.
Z ważniejszych incydentów wymienić można sprawę aresztowania braci Kwieków i Wojtka Kaczorowskiego. Otóż pewnego dnia rozeszła się wiadomość, że Milanówek jest obstawiony i zanosi się na obławę. Kwiekowie wraz z ojcem postanowili (jak zresztą polowa mieszkańców miasta...) na noc "wybyć". Zabrali dokumenty - w tym spisy folksdojczów, podręcznik dowódcy plutonu i jakieś inne jeszcze materiały. Z tym bagażem zostali zatrzymani przez przypadkowy patrol - po czym po rewizji przewiezieni na gestapo. Przebywali w Stutthofie skąd Kaczorowski już nie wrócił. Po ich aresztowaniu wszyscy mieliśmy polecenie ucieczki i ukrywania się. Nikogo jednak nie wydali i aresztowania na tym się skończyły.
W czasie Powstania aktywność nasza wybitnie zwiększyła się. Mieliśmy polecenie udziału w pomocy, transportowaniu rannych, organizowaniu szpitali, służenia informacją uciekinierom. Zgłaszali się do nas harcerze, którzy uciekli z niewoli czy wprost opuścili Warszawę. Wielu z nich przyszło do pracy, wnieśli sporo ożywienia, poziom pracy się podniósł. Pamiętam zwłaszcza Zbigniewa Tyszkę, Mirosława Józefowicza oraz niebywale dynamicznego Zbigniewa Wilmę. Było ich więcej, ale już nie pamiętam, ani nazwisk, ani pseudonimów.
Zdaję sobie sprawę, że działalność nasza była i łatwiejsza i mniej efektowna niż harcerzy w Warszawie. Fakt, że zamieszkiwaliśmy teren zalesiony, na którym znajdowały się duże ogrody, samotnie stojące wille, że nie było w Milanówku stałego posterunku żandarmerii, to nam ułatwiało działalność. Z drugiej strony szansę tę wykorzystaliśmy, mało było chłopaków w naszym wieku, którzy nie byliby związani z harcerstwem. Rola wychowawcza, przeciwdziałanie demoralizacji - wszystko to było bardzo silne. W tym dopatruję się głównie naszych osiągnięć. Milanówek był w ogóle skupiskiem ośrodków konspiracyjnych - pomagaliśmy im jak umieliśmy.
Działalność nasza była różnorodna. Wystawialiśmy przedstawienia - w tym jasełki napisane przez Marię Froelichową (bardzo patriotyczne i wtedy wzruszające). Urządzaliśmy wieczornice, a nawet wydawaliśmy po wybuchu Powstania własną gazetkę (na bibułce papierosowej, ale nie ciętej, formatu A-4) pt. "Zawiszak". Wyszło tego kilka numerów i rozesłaliśmy je po całym powiecie. Nie znam ani jednego egzemplarza - ale zdaje mi się że była to nienajgorsza "produkcja".[4] Ja byłem głównym redaktorem choć oczywiście i odpowiedzialnym był "Pantera". Pochłanialiśmy czas naszym harcerzom jak mogliśmy - było to autentyczne środowisko wychowawcze - samowychowania. I w tym widzę największą wartość tego działania.
Szkic ten mógłby się stać podstawą do uzupełnień, do opracowania pełnej historii Szarych Szeregów w Milanówku. Mogliby w tym wziąć udział ci, którzy chyba najwięcej pamiętają: Marian Hassa "Orzeł" , Mieczysław Trząski "Pantera", Mieczysław Fastyn "Miecz", Eugeniusz Sokołowski "Diabeł".
Próbowaliśmy rekonstruować listę tych, którzy brali czynny udział - było to bardzo trudne i zaniechaliśmy próby.
[1] Autor ma na myśli willę Romin (obecnie ul. Królowej Jadwigi 24), w której mieściła się główna baza Zawiszaków Szarych Szeregów. W willi p. Styczyńskiej m.in. znajdowała się nielegalna radiostacja oraz przechowalnia broni i dokumentacji AK. - wg "Architektury Milanówka" Katarzyny Chrudzimskiej-Uhery, s. 64. W okresie od 1940 r. do lutego 1945 r. odbywały się w tej willi komplety tajnego nauczania. (więcej szczegółów w "Kiedy Milanówek był stolicą..." s. 189 i s. 199).
[2] Sprawa węgierskich oddziałów stacjonujących w Milanówku pojawi się w kilku dalszych wspomnieniach, które wkrótce znajda się w tym dziale. (A.P.)
[3] Grupa Szturmowa - najstarsza formacja Szarych Szeregów.
[4] W Bibliotece Narodowej w dziale mikrofilmów jest kilka numerów "Zawiszaka". Czytałem, rzeczywiście jak na owe warunki i czasu - gazetka zasługuje na uznanie! "Pantera" pisał coś o gazetce w "Kiedy Milanówek był stolicą..."
Redaktor działu
Imię: Andrzej
Nazwisko: Pettyn
Data ur.: 19.04.1938 r.
Miejsce ur.: Warszawa
Popularyzator wiedzy o Milanówku i zarazem animator wielu działań na rzecz miasta na niwie kulturalnej, historycznej i wydawniczej.
czytaj więcej...