Bezpłatna gazeta kulturalo-informacyjna: Grodzisk Mazowiecki, Milanówek, Podkowa Leśna, Zabia Wola, Baranów, Jaktorów, Brwinów, Otrębusy

Zafascynowało mnie to miejsce…wywiad z dr. Grzegorzem Sobieckim

2011-12-21

Dr Grzegorz Sobiecki od trzech lat właściciel firmy BMPS Consulting, której działalność polega na zwiększaniu wartości poprzez przeprowadzenie zmian w obszarach: wzrostu firmy, efektywności operacyjnej, restrukturyzacji, zarządzania zmianą w organizacji (www.bmps.pl).

zdjęcie główne

Pan Grzegorz Sobiecki wraz z żoną Haliną zakupił za pośrednictwem PL NIERUCHOMOŚCI w Milanówku zrujnowaną willę. O tym, czego dokonał z nią rozmawia red. Andrzej Pettyn.

- Jak Pan trafił do Milanówka?

- Urodziłem się w Lublinie, natomiast odkryłem bardzo ciekawą sytuację. Po drugiej stronie trasy poznańskiej jest miejscowość Zaborów, gdzie urodził się mój ojciec. Po okresie lubelskim, po studiach droga zawodowa zaprowadziła mnie do Grodziska Maz., do powstającej fabryki chipsów ziemniaczanych. Powróciłem więc niejako w rodzinny region mojego ojca. Początkowo zamieszkałem w Grodzisku, potem w Brwinowie. Wówczas zastanawiałem się, gdzie się na stałe osiedlić.

- Wybrał Pan Milanówek...Co zadecydowało o tym wyborze?

- Poznałem Trójmiasto - Podkowę, Brwinów, Milanówek. Do Milanówka chodziliśmy na spacery, odwiedzaliśmy znajomych. Wcześniej poznałem kawał świata, mieszkałem w Rosji, trochę w Wielkiej Brytanii, studiowałem w USA. Stwierdziłem, że nie ma lepszego miejsca po słońcem niż Milanówek. Ten klimat, dęby, bzy. Zobaczyłem posesję, której nabyciem zainteresowałem się... to był maj, kwitły bzy, zaczynały kwitnąc jaśminy. Te oszołamiające zapachy zieleni wokoło, panujący tu spokój, wszystko to ciągnęło mnie tu do tego miejsca jak narkotyk, ten obraz głęboko zapadł mi w serce, po prostu zafascynowało mnie to miejsce.

- Zapewne mieszkając w ościennych miejscowościach poznał Pan przeszłość i dorobek Milanówka...może i to miało wpływ na decyzję?

- Wiele się dowiedziałem z publikacji, Internetu, wiedziałem, że jest to miejsce bardzo niezwykłe. Bo jak wytłumaczyć fakt, że w ciągu stu lat z niczego, z osady wśród łąk i lasów, wykształciła się miejscowość, która przyciągnęła wielu wspaniałych ludzi, którzy tu zamieszkali na stałe, dokonali wyboru tego a nie innego miejsca. Jakaś magia miejsca? Może... Cenię miejscową piękną przyrodę, architekturę, wiem o roli Milanówka w okresie II wojny światowej... To wszystko dopełnia ten obraz. Nie wybrałem jednak tu miejsca zamieszkania na stałe z powodów snobistycznych, chociaż jednak coś w tym jest, skoro np. spacerując po mieście, dokonując zakupów na targowisku można tu spotkać znanych w Polsce i na świecie znakomitych współczesnych twórców kultury i sztuki, ludzi biznesu.

- Doskonale rozumiem Pana, zapewne jednak było coś, co ostatecznie zadecydowało...?

- Powiem wprost... widok tej posesji w otoczce rozkwitającej przyrody w maju, z ciekawą choć całkowicie zrujnowaną willą, był dopełnieniem moich marzeń życiowych... zrodziło się przekonanie, że to własne takie miejsce, z którego nie mogę zrezygnować. Uprzednio oglądaliśmy wiele innych nieruchomości, ale ta była inna. To był rok 2004. Wciąż mam w pamięci pierwsze zetknięcie się z domem, piękny dach był z historycznej dobrej cementowej charakterystycznej dla Milanówka przedwojennej dachówki, to była taka czapa ledwo wystająca z bzów i jaśminów, dach zasłonięty dębami. Można sobie wyobrazić taką barwną pocztówkę. Pamiętam obrazek wiszący na tablicy budowy, umieszczony zgodnie ze starym pielęgnowanym tu zwyczajem, taka komputerowa symulacja budynku, który powstanie, jak to wyglądało dawniej i jak będzie wyglądać. Był to taki kontakt emocjonalny.

- Jak ten zastany tu dom ma się do tego, w którym Państwo mieszkacie?

- To kopia tamtego domu. Tego zastanego tu nie udało się uratować. Ten powojenny okres, przymusowy kwaterunek, liczni lokatorzy nie troszczący się o zajmowane domy... To wszystko doprowadziło do ruiny i dawnego budynku nie udało się już uratować. Cegła zmurszała, dach dziurawy, woda ciekła do środka pogłębiając zniszczenie... stropy wisiały nad głowami, gdy weszliśmy do środka, grożąc katastrofą i zawaleniem się budynku. Trzeba było podjąć jedynie słuszną decyzję i rozebrać dom. Zanim to jednak nastąpiło nawiązaliśmy kontakt z parą milanowskich architektów Andrzejem Jaroszewiczem i Markiem Ziarkowskim, którzy podjęli się rekonstrukcji tego domu, co odbywało się pod nadzorem wojewódzkiego konserwatora zabytków. Ten obecny dom stary-nowy jest tak precyzyjnie wykonany, iż trudno zorientować się, że jest to rekonstrukcja.

- Ciekawi mnie dlaczego zdecydował się Pan na rekonstrukcję, czy to było obligatoryjne ze strony wojewódzkiego konserwatora zabytków, czy może coś innego zadecydowało? Teren jest tu piękny i przecież można było postawić jakiś budynek... powiedzmy o bardziej współczesnej konstrukcji i nie bawić się w zapewne bardzo kosztowne wybudowanie kopii?

- Tak, dom powstał w strefie ochrony konserwatorskiej. Z tej strony patrząc obligatoryjna była tak zwana wymiana zabudowy. Z punktu widzenia finansów postawienie czegoś zupełnie nowego byłoby bardziej opłacalne, przecież mogliśmy szukać dalej i wybrać inną lokalizację. Tu chodziło jednak o wpisanie się w charakter tego miasta-ogrodu, w którym aż roi się od willi pięknych pod względem architektonicznym. Ponadto emocjonalnie związaliśmy się już z kształtem tego budynku bajecznie wtopionego w piękną zieleń, utkwił nam mocno w duszy, po prostu nie już wyobrażaliśmy sobie coś innego.

- Powstała więc replika...

- Tak, ale nie było to takie proste, bo po zburzeniu... musiał powstać projekt budynku zgodny ze sztuką inżynieryjną i uwzględniający pierwowzór... Musiał powstać projekt, zapewniający bezpieczeństwo, uwzględniający niezbędne instalacje. To nie tworzyło się z dnia na dzień, niezbędne były uzgodnienia, przyjazd pani konserwator zabytków, która sprawdzała zatwierdziła dokumentację. Wiosną 2005 roku rozpoczęła się budowa i w grudniu 2007 r. spędziliśmy tu pierwsze święta. Wprowadzenie się opóźniało zupełnie niezrozumiałe przedłużanie się wydania zgody na podłączenie instalacji gazowej, mimo iż z wielkim pietyzmem i w trosce o przyrodę prowadzono rury między korzeniami znajdujących się pod ochroną dębów.

- Czy sama budowa sprawiła Państwu jakieś kłopoty?

- Kłopoty? Nie, bowiem dzięki rekomendacji wspomnianych architektów znaleźliśmy bardzo sprawnych wykonawców związanych z Milanówkiem, którzy mają na swoim koncie wiele pięknych realizacji, m.in. przy ul. Letniczej. Wykonanie nie było jednak takie proste i wymagało dużej staranności, ponieważ nie chodziło jedynie o postawienie murów, ale zatroszczenie się o szczegóły, które - w nawiązaniu do pierwowzoru budynku - należało uwzględnić, jak gzymsy, odpowiednie ułożenie dachówki, wstawienie drewnianych elementów ozdobnych. Pierwotny budynek zawierał strop drewniany z belek na których osadzony był dach, tego już dzisiaj nie ma, ale one wystają i dzisiaj. Chyba najwięcej kłopotów było z ogrodem, bo skoro powstał projekt domu, to i zadbaliśmy o ogród, w którym zachowaliśmy prawie wszystko z pierwotnej posesji, jak piękne bzy.

- Praca posuwała się więc szybko, łatwo i przyjemnie...?

- O, co to - to nie tak łatwo i przyjemnie, ponieważ napotkaliśmy wiele zaskakujących nas niespodzianek. Tkwiły one w samej ziemi, co ujawniało się w miarę postępu prac. Okazało się, że lokatorzy zasiedlający ten budynek nie wywozili śmieci, ale po prostu gromadzili je latami i zakopywali w ziemi. Już nie pamiętam ile, ale z pewnością wywieziono kilka ciężarówek najróżniejszych śmieci.

- To smutne i niezwykle pracochłonne...

- Tak, musieliśmy zdjąć sporą warstwę ziemi z terenu całego ogrodu, żeby można było zaprojektować i wbudować nowe nasadzenia. Kiedyś ta posesja rozciągała się aż do ul. Zachodniej, w jej środku lokatorzy utworzy pokaźny wał, w którym gromadzono niezliczone ilości odpadów... szkło, stare buty, nawet szkodliwe dla środowiska odpady, jak baterie, które obecnie gromadzi się w mieście w specjalnych pojemnikach i wywozi do utylizacji. Po usunięciu tych niespodzianek udało nam się wpisać stary-nowy dom w piękną zieleń.


- Opowiada Pan o tej rekonstrukcji starej willi, która prezentuje się obecnie imponująco i nie przypomina rudery, którą Państwo tu zastaliście przed kilkoma laty. Mówi Pan o tym z taką miłością i w słowach tak pełnych emocji, że warto by pamięć o tej wielkiej pracy przywracającej świetność domu i posesji zachować dla przyszłych pokoleń...

- Taki jest właśnie mój i żony zamiar. W tym celu zbieramy wszelkie informacje związane z tą willą. Kiedy staraliśmy się o jakieś informacje o powstaniu willi, to informowano nas, że powstała w okresie międzywojennym bez żadnych szczegółów. Tymczasem zdobyliśmy już przy pomocy Towarzystwa Miłośników Milanówka dokumenty informujące o roku powstania willi - a był to rok 1924 - i o jej pierwszych właścicielach, którymi byli Ewa i Jan Aleksandrowicz. Wiemy nawet, ze pierwotnie willa, zgodnie ze starym milanowskim i bardzo pięknym zwyczajem miała swoją indywidualną nazwę, była to willa „Ina". Nie wiem, czy ją zachowamy, chociaż pasowałaby, bo moja żona ma na imię Halina. Wciąż szukamy informacji o historii tej willi, o działalności pierwszych właścicieli, o czasach II wojny światowej, ponieważ wiemy, że w Milanówku wtedy wiele się ciekawych rzeczy działo. Chcielibyśmy zgromadzić maksymalnie pełną wiedzę o tej willi i jej pierwszych właścicielach i ewentualnie o późniejszych lokatorach, aby ten zbiór informacji wraz ze zdjęciami wydać dla przyszłych pokoleń w formie albumu. Przyznam, ze duże wrażenie na mnie wywarły ostatnio wydane albumy, zwłaszcza „Spacer z Walerią po Letnisku Milanówek", bowiem zawierają spory ładunek wiedzy o ludziach i wydarzeniach. Szukamy też starych zdjęć sprzed II wojny światowej. Dysponujemy bowiem jedynie zdjęciami, które sami zrobiliśmy po zakupieniu willi.

- Możemy więc zaapelować do czytelników tej rozmowy o przekazanie wiedzy na temat willi (05-822 Milanówek, ul. Pasieczna 4; E-adres: gsobiecki@bmps.pl) i jej dawnych mieszkańcach obecnym właścicielom (może na temat wydarzeń z lat II wojny światowej?).

Na zakończenie powrócę do początku naszej rozmowy. Pan i Żona dokonaliście świadomego wyboru Milanówka na miejsce stałego zamieszkania. Po latach, jak Pan ocenia ten wybór? Milanówkiem wciąż interesują się inni potencjalni nabywcy znajdujących się tu domów, działek pod zabudowę itp., które w szerokiej ofercie proponuje GRUPA PL NIERUCHOMOŚCI. Co chciałby Pan im powiedzieć - jak Wam się mieszka w Milanówku?

- To jest nasze miejsce na ziemi. Gdyby zadać nam pytanie co do naszych odczuć skąd jesteśmy, bez namysłu odpowiemy: - Z Milanówka. Miasto nie jest typową sypialnią, chociaż zapewne spora część mieszkańców dojeżdża stąd do pracy. Ale wracają i tu kupują książki w trzech milanowskich księgarniach które nie poddają się naporowi przysłowiowych już placówek bankowych. Mówiliśmy sporo o domach, budowlach, zabytkach. To prawda, tym miasto się wyróżnia. To jednocześnie miejsce ludzi. Uśmiechających się sąsiadów.

- Co jest tu cennego, że dobrze się tu mieszka?

Cisza, spokój, zieleń. Oaza. A jednocześnie sprawne połączenie ze stolicą. Dostęp do szkół i uczelni dla synów.

- Jak Pan i Małżonka oceniacie miejscowe zaopatrzenie? Czy lubicie milanowskie targowisko?

- Każdy mieszkaniec zaopatruje się w artykuły spożywcze na milanowskim targowisku. Mamy znajomych którzy po zakupy w sobotę przyjeżdżają tu z Podkowy. To miejsce jest pełne klimatu życzliwości i uśmiechów, nawet do nieznajomych. Mamy już dawno w jadłospisie zakupy od ulubionych dostawców i sprzedawców. To takie istotne zatrzymanie się na chwilę i zbliżenie ludzi we współczesnym "zdepersonifikowanym" świecie.

- Może jeszcze kilka słów o warunkach do uprawiania sportu?

- Uprawiam rekreacyjnie jazdę rowerową latem a narciarstwo biegowe zimą. Mam swoje trasy do Radziejowic gdzie przed powrotem do Milanówka odsapnę w kawiarni w parku pałacowym. Las mamy na wyciągnięcie reki. Zimą wystarczy dostać się do Podkowy i poszusować po śladach saren. Są tu dwie hale sportowe, stadion na Turczynku, „Orlik" w centrum, w lecie czynny jest otwarty basen kąpielowy, nowoczesne korty tenisowe. Możliwości jest więc sporo. Ponadto warto podkreślić, że W-wa jest niemal w zasięgu ręki, a więc w każdej chwili można wybrać się tam na imprezy sportowe czy kulturalne. Cenimy sobie to zamieszkanie zgala od zgiełku wielkich miast wśród milanowskiej zieleni.

- Gratuluję realizacji tego pięknego przedsięwzięcia, jakim była z wielkim pietyzmem wykonana rekonstrukcja willi, o czym można się przekonać na załączonych zdjęciach, gratuluję też naszym projektantom i wykonawcom, którzy potwierdzili famę o wysokim poziomie realizacji milanowskich architektów. Dziękuję za rozmowę.

 

 

 

 

Rozmawiał Andrzej Pettyn